Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czyste.
— Kłamiesz!
— Dalibóg, panie, czyste.
— Nu, pamiętaj że.
Kowalów usiadł. Jakób Iwanowicz zakrył go serwetką, i w jednej chwili, za pomocą pędzlika okrył brodę jego i część twarzy kremem, jaki zwykle podają u kupców na imieninach.
— Patrz go, — rzecze sam do siebie Jakób Iwanowicz, spoglądając na nos, a potem obróciwszy głowę na drugą stronę, popatrzył nań z boku: — Otóż... a daj go! w istocie, jak pan myślisz sobie, — ciągnął dalej, przyglądając się długo nosowi. Nareszcie leciuchno, z ostrożnością, o jakiej tylko sobie zamarzyć można,, uniósł dwa palce z zamiarem — pochwycenia nosa za koniuszek Taki to już był system Jakóba Iwanowicza.
— No, no, no! ostrożnie! — krzyknął Kowalów. Cyrulikowi i ręce opadły, przeląkł się i zmięszał, jak dotychczas nigdy!... Nakoniec ze wszelką ostrożnością zaczął zgalać podbródek, a chociaż było mu bardzo nie zręcznie golić bez przytrzymania za organ powonienia, jednakże opierając się jako tako wielkim palcem to o twarz, to o dalszą szczękę, pokonał wreszcie wszystkie trudności i ogolił majora.
Gdy już wszystko było gotowe, Kowalów ubrał się czemprędzej, wziął fiakra i pojechał wprost do cukierni. Zaraz na wstępie zawołał:
— Hej, mały, filiżankę czokolady! — a sam natychmiast do lustra — jest nos! Wykręcił się wesoło, i z miną satyryczną spoglądał, przymróżywszy nieco oczy, na dwóch wojskowych, z których jeden miał nosa ani trochę nie większego od guziczka kamizelki...
Ztamtąd udał się do biura tego wydziału, gdzie starał się o wicegubernatorstwo, a w razie niepowodzenia, o egzekutorstwo. Przechodząc przez pierwszy pokój, spojrzał na lustro — jest nos! Dalej pojechał znowu do drugiego kollegialnego assesora, a raczej majora, wielkiego humorzysty, któremu on na wszystkie jego kostyczne uwagi odpowiadał zwykle: — No, już ja cię znam —