Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nym, ruchliwym grzbiecie. Księżyc szybko zmieniał barwę i wnet stał się sinym. Wody szumiały coraz gwarliwiej, bo oto dopływali do ujścia. Rzeka całą swoją szerokością wlewała się do jeziora, które w tem miejscu mieniło się w blasku miesięcznym, jakby na wodnej powierzchni migotało tysiące gwiazd. Jezioro, brzegi i wzgórza pokryły się światłością błękitnawą, tajemniczą, sposobiącą do rozmyślań.
Młodzieniaszek siedział na przedzie łodzi, podpierał głowę dłonią i patrzył po wodach. Starzec od czasu do czasu poruszył wiosłem i tak płynęli w ciszy i milczeniu na coraz szersze wody, po których niósł ich prąd Jordanowy.
Wtedy młodzieniaszek westchnął i rzekł do starca:
— Jak cicha i piękna noc! Gwiazdy patrzą na nas i mrugają... Chciałbym tak płynąć długo... Świat jest doprawdy piękny!
Starzec pomilczał chwilę i odparł:
— Świat jest piękny, ale nie należy nadto przywiązywać się do niego. Piękny jest dla oka młodego i dla duszy nie znużonej. Ale dla starca, gdy zamknie oczy, widnym się staje świat inny, o wiele piękniejszy. Ty jednak nie znasz jeszcze tego świata.
Młodzieniaszek rozważał długo i rzekł:
— Powiedz mi, gdzie jest ów świat, o którym mówisz?
Starzec dotknął ręką najpierw piersi i rzekł