Strona:PL Nie-boska komedja (Krasiński).djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niedawno-m jeszcze biegała po ziemi w taką samą porę — teraz gnają mnie czarty i każą świętą udawać.

(leci nad ogrodem)

Kwiaty, odrywajcie się i lećcie do moich włosów!

(leci nad cmentarzem)

Świeżość i wdzięki umarłych dziewic, rozlane w powietrzu, płynące nad mogiłami, lećcie do jagód moich!
Tu czarnowłosa się rozsypuje — cienie jej puklów, zawiśnijcie mi nad czołem! Pod tym kamieniem zgasłych dwoje ócz błękitnych — do mnie, do mnie ogień, co tlał w nich! Za temi kraty sto gromnic się pali — księżnę dziś pochowano; suknio atłasowa, biała jak mleko, oderwij się od niej! Przez kraty leci suknia do mnie, trzepocząc się, jak ptak — a dalej, a dalej!


∗             ∗
Pokój sypialny.
Lampa nocna stoi na stole i blado oświeca MĘŻA śpiącego obok ŻONY.

MĄŻ: (przez sen) Skądże przybywasz, niewidziana, niesłyszana oddawna? Jak woda płynie, tak płyną twoje stopy, dwie fale białe — pokój świątobliwy na skroniach twoich... Wszystko, com marzył i kochał, zeszło się w tobie. (przebudza się) Gdzież jestem? Ha, przy żonie! To moja żona. (wpatruje się w żonę) Sądziłem, że to ty jesteś marzeniem mojem, a otóż po długiej przerwie wróciło ono i różnem jest od ciebie. Ty dobra i miła, ale tamta... Boże! Co widzę — na jawie! —
DZIEWICA: Zdradziłeś mnie.

(znika)

MĄŻ: Przeklęta niech będzie chwila, w której pojąłem kobietę, w której opuściłem kochankę lat młodych, myśl myśli moich, duszę duszy mojej!...