Ta strona została uwierzytelniona.
PORANEK ZIMOWY.
Pomnę... Był grudzień na świecie...
Martwo leżały role pobladłe pod śniegiem,
A czysta jutrznia szyła jasnym ściegiem
Ciche, przejrzyste niebiosy.
Wtem na pożółkłym okraju
Wschodu błysnęło słońce twarzą swoją złotą...
A śnieg, jak żywy, pod jego pieszczotą
Zadrżał i spłonął rumieńcem...
I na konarach skostniałych,
Na nizkich krzewach, trawach, niedomarzłych jeszcze,
Słodkiej pieszczoty przejęły go dreszcze —
W ten przenajczystszy poranek...