Strona:PL Negri Miejsce starych.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z rana i zwalniającą go wieczorem, drobniuchną figurkę, otuloną czarnym szalem, z gołą głową opruszoną siwizną, wciąż jednak jeszcze mającą na ustach gotowy żart, uprzejme powitanie i zwrotkę wesołą, gdy szła wśród grona towarzyszek pracy.
Dopiero kiedy ostre bóle reumatyczne i gorączka przygwoździły ją do łoża szpitalnego, kiedy nie była już w stanie wcale niemal poruszać nogami, ustąpić musiała z pola. Bez grosza emerytury, biedna jak mysz kościelna, mająca jedyną suknię na grzbiecie, ale pogodna wciąż i ufna, jak święty Franciszek, rzekła do synów, rozwierając przed nimi ramiona:
— Macie mnie. Skończyłam. Teraz na was kolej.

∗                    ∗

Franciszek, jej pierworodny, odpowiedział:
— Chodź, matko, ze mną.
Franciszek był dobry i zarabiał pięć lirów dziennie w fabryce samochodów. Nie były to już owe czasy, kiedy Felicjana dziękowała Bogu, że będzie mogła utrzymać siebie i dzieci za całego lira i siedemdziesiąt pięć centów dziennie. Wszystko podrożało w trójnasób: komorne, mięso, jarzyny.
Franciszek nie był już wolny: ożenił się z ładną, energiczną blondyneczką, krawcową, szyjąca u siebie w domu.
Mieli dwa pokoiki, — ale matka musiała zadowolnić się sypianiem w kuchni, na łóżku składanem