Strona:PL Na drogach duszy.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

»Der Mond stieg auf — ich kann nicht mehr wachen,
»Die Sterne blitzen hernieder!
»Es trommelt — trommelt...«

Płomienny »musi« wybiedz w miesięczną noc. Dlaczego? Dlaczego? Myśl ta nagle przenika mu skołatany mózg. No! Cóż wreszcie? Wszak to tak przyjemnie przejść się w czarach miesięcznych nocy... Ale wokół niego przybiera wszystko tak dziwne życie: czuje wokół siebie ciemny, skaczący tłum; porwany jego szałem sam skacze, krzyczy, ale czuje, jak się coś z głębi wyrywa, czuje to w piersiach, w gardle: stara się zgłuszyć, stłoczyć: księżyc mu w krtań wzrasta, wyżej, coraz wyżej:

»Ich verstelle mich! pfeife schrill!
»Aber ich höre es doch...
»Ich sags Niemand!
»Es trommelt...
»Es trommelt in meinen Nerven...«

Tak odtworzył Edward Munch noc burzy i strachu: Na tle czarnej nocy upiornie oświetlony dom; okna wyglądają jak w kawały rozprysłe słońca, a na dworze tłum biało odzianych ludzi, w strachu i trwodze tulących się do siebie. Co wygnało ich w tę noc burzliwą? Czy łoskot burzy w ich sercach? Czy trwoga przed dogorywającem słońcem?
I znowu słyszy pochmurną litanię, z której się nagle wyrywa straszny okrzyk.
A może przyjdą chwile, kiedy burza przeszaleje, a niewysłowione szczęście przeniknie duszę Płomiennego:

»Menschen kommen, schöne, weiche Menschen in meine Einsamkeit,
»Drücken mir warm die Hand und schreiten wieder leise vonhinnen,
»Ihre Seelen sind reicher an mir worden...

Pierś jego przepełniona rozpiera się, dziki chaos słów tłoczy, pręży, wyrywa się z jego duszy, a on chwieje się trwożnie, rozpina swe ramiona, przerasta niebem tłum cały, aż naraz wykrzykuje serce jego,