Przejdź do zawartości

Strona:PL Na drogach duszy.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Tak przedstawia się całe życie myślicielowi, który nie patrzy na nie mózgiem, tym biednym mózgiem, który jest rozrywany na wsze strony drobnostkami, małostkami, który nie ma czasu się skupić, spojrzeć w głąb i otchłań. Ma przecież tyle rozrywek, zna tyle rozkoszy, zatrudnień, zajęć:
Zajdźcie do ognisk domowych: ile szczęścia w łonie rodziny, ile sytych zadowolonych twarzy! Zajdźcie do sypialń porządnych małżeństw! ile pieszczotliwych rozkoszy i pieszczotliwych czułości! Zajdźcie do chrześciańskich stowarzyszeń robotniczych, jaka tam absolutna harmonia pomiędzy kapitałem a pracą! Idźcie do uniwersytetów, aby się przekonać, jak już daleko zaszliśmy na drodze do absolutnego szczęścia. Dżuma nie może się już rozszerzać, kauczukowe nogi ułatwiają chodzenie amputowanym, promienie Roentgena wyławiają utkwione kule — a to, co taką trwogą na życiu ciążyło: strach przed życiem przyszłem — to już filozofia szczęśliwie usunęła. Boga już pozytywiści z tronu zwalili, a żaden