Strona:PL Na drogach duszy.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od jednego bieguna wieczności do drugiego, bez końca, bez brzegu. Widzi to, co się ciągnie przez wszystkie czasy i wszystkie rodzaje: »matrix« wszelkich zjawisk.
Dusza jest organem obejmującym rzeczy nieskończone i bezobszarne, organem, w którym spływają się ze sobą niebo i ziemia — dusza to ustawicznie do wnętrza skierowany wzrok, to stan, w którym całe na milionowe cząstki rozbite życie jednoczy się w jedno wielkie słońce, milionowe członki jednoczą się w jedno olbrzymie ciało, a miliony stuleci stapiają się w jednej sekundzie.
Mózg — to materyalizm w zakresie wiedzy, to nauka o najmniejszym odporze siły, to psychofizyka — to socyalizm i niezliczone systemy ekonomiczne, które rodzą się, aby uszczęśliwić — ha, ha — uszczęśliwić człowieka przez kolektywizm pracy, to sztuka bezmyślna, sztuka jednego łokcia ręki i dobrych oczu, sztuka, przed którą tłum się korzy.
Artysta, cieszący się posiadaniem jednego łokcia ręki i paru dobrych oczu odtwarza wszystko »tak jak jest«. A więc typy ludzi, z dobrze narysowanemi nosami, praczki przy studni, centki światła rozlewające się na grzbiecie jakiejś starej szkapy, wilki na stepie, czasami step śnieżny, czasami bez śniegu. No i tak w nieskończoność.
Dla takiego artysty jest kobieta — aby użyć jednego z najzwyklejszych przykładów — istotą nieskończenie szlachetną, albo prostem bawidełkiem, jest zwykłą Marysią, albo prerafaelityczną Kunigundą, kokotą, albo sztywnie zesznurowaną, nieprzystępną Miss.
Inaczej dla artysty, który idzie drogami duszy.
Kobieta Ropsa, to straszliwa, kosmiczna potęga. Jego kobieta, to kobieta, która w mężczyźnie obudziła chuć, przykuła go do siebie podstępną a fałszywą pieszczotą, wychowała go na jednożeńca, wydelikaciła jego instynkty, ujęła żywioł jego żądzy w nowe formy i wszczepiła mu w krew jad szatańskiego bólu.
I w bolesnej ekstazie tworzenia odzyskał Rops dawno zgubione węzły, łączące nas z średniemi wiekami. To już nie męż-