Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na nie zawołały, one radośnie zaszczekały, przybiegły jednym susem do nich a pędząc potem wkoło, z radości na ziemię się kładły. Sarna na pierwsze zawołanie stanęła obok Adelki i spoglądała swemi łagodnemi oczyma tak mile na dziewczynkę, jakoby powiedzieć chciała:
— Ach! Toś ty, która mi zawsze coś dobrego przynosisz; witam cię serdecznie.
Widocznie jej to Adelka z ócz wyczytała, bo sięgnęła do kieszeni i podała jej bułkę.
— Zgrajo nikczemna! — zawołał nagle jakiś głos, a po chwili wyszedł z domku leśniczy w lekkim, zielonym kabacie i domowej czapeczce na głowie. Zobaczywszy zaś Babunię z dziećmi, zawołał:
— Aha, to mi mili goście! Witamy, witamy i prosimy dalej!
— Hektor, Diana, Amina, pójdziecie won! Własnego słowa nie można zrozumieć!
Babunia weszła do domu, nad którego drzwiami wielkie jelenie rogi sterczały. W sieni samej zawieszone były liczne strzelby i to tak wysoko, aby ich dzieci dostać nie mogły. Babunia się strzelby, nawet nie nabitej bardzo bała, a gdy się leśniczy ze staruszki naśmiewał, ona tak się broniła:
— Nikt nie wie, co się stać może, złe nie śpi!
— Prawda, — przytakiwał leśniczy; bo:

„Gdy Pan Bóg dopuści,
To i z kija puści!“

Babunia nie brała takich żartobliwych uwag leśniczemu za złe, jeżeli tylko w jej obecności nie brał imienia Bożego nadaremno i nie klął. Klątwy bowiem staruszka ani słyszeć nie mogła, a ilekroć leśniczy wymyślał, zatykała rękoma uszy i łajała:
— Oj ta Wasza niewyparzona gęba! Człowiek po Waszem gadaniu święconą wodą kropić musi!
A ponieważ leśniczy Babunię bardzo lubił, wystrzegał się więc w jej obecności złorzeczeń i dyabła, który mu się, jak to mawiał, ciągle w usta ciśnie.