Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kto wie, co wy tam widzicie! Jakżeby to koń mógł na taką górę wejść!
— Ale napewno! — zawołał Janek. — Orland się pnie jak kot; spojrzyjcie a przekonacie się.
— Daj mi spokój! Ani na to patrzeć nie chcę! Ci wielcy państwo mają dziwne upodobania, — rzekła Babunia, upominając zarazem dzieci, aby się z okna nie wychylały.
Nie trwało długo, a księżna wjechała na górę. Zeskoczyła lekko z konia i zarzuciwszy długą suknię na rękę, weszła do altany.
Babunia się podniosła, aby księżnę przywitać jak przystoi!
— Czy to rodzina Proszków? — zapytała pani, — spoglądając bawczem okiem w twarze dzieci.
— Tak! miłościwa pani! — odpowiedziała Babunia.
— Tyś ich babką?
— Tak jest, miłościwa pani! Jestem matką ich matki.
— Ciesz się, że masz takich zdrowych wnuków! A słuchacie wy Babuni? — zapytała księżna dalej dzieci, które jej z oka nie spuszczały.
— Słuchamy! — rumieniąc się, odrzekły.
— Wprawdzie, niekiedy — rzekła na to staruszka — ale co to o tem mówić, gdy my same lepszemi nie byłyśmy.
Księżna się uśmiechnęła, a spostrzegłszy na ławie koszyczek z poziomkami, zapytała, gdzie je dzieci nazbierały. Babunia popychając naprzód Baśkę, rzekła:
— A idźże, dziewczę, i podaj miłościwej pani koszyczek. Wszak są świeże; może miłościwej pani smakować będą.
— Za młodu — mówiła staruszka dalej — bardzom poziomki lubiła, ale od śmierci dziecka nie wzięłam ich już w usta.
— A dla czego? — zapytała księżna, odbierając od Baśki koszyczek.
— Bo to taki zwyczaj u nas, miłościwa pani: