Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pan młynarz idąc od tamy, zatrzymał się przed „Starem Bielidłem“. Patrzał ponuro, ust nie wykrzywiał, oka nie zmrużał; tabakierę trzymał w ręce, lecz jej nie obracał jak zwykle, tylko od czasu do czasu uderzał palcami po wieku.
— Wiecie co nowego, ludkowie? — zapytał wchodząc do pokoju.
— Co się stało? — zapytały Babusia i pani Proszkowa jednogłośnie, spostrzegłszy wielką zmianę w zachowaniu się pana ojca.
— Będzie powódź!
— Nie daj Boże, aby nadeszła nagle i niespodzianie — odezwała się przestraszona Babunia.
— Właśnie tego się obawiam — rzekł młynarz — mieliśmy bowiem już od kilku dni wiatr z południa, a w górach były deszcze, jak mi ludzie w młynie mówili; wszystkie potoki wzbierają, śnieg taje nagle. Tego roku będzie źle, jak mi się zdaje. Pójdę zaraz do domu, aby wszystko nieproszonemu gościowi uprzątnąć z drogi. Radziłbym, ażebyście się mieli na pogotowiu, bo przezorność nigdy nie zaszkodzi. Po południu przyjdę zobaczyć, coście zrobili. Uważajcie, jak woda przybiera, a ty, mała czeczotko, odprowadź mnie do potoku — rzekł pan ojciec i odszedł z dziewczynką.
Babusia poszła popatrzeć ku tamie. Po obydwóch brzegach były usypane groble, wzmocnione dębowemi belkami, pomiędzy któremi wyrastała paproć.
Po groblach widziała Babusia wyraźnie, że wody przybywało; najniższe krzaki paproci zanurzały się już w wodzie. Mętne fale unosiły ze sobą drzewa, darnie i gałęzie.
Staruszka wróciła stroskana do domu.
Zdarzało się wiosną, że kra zatrzymywała się często przy tamie, wskutek czego prąd rzeki skierował się do młynówki i zalał domostwo młynarza.