Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścioła, a i goście tej chwili nadjadą! — nagliła Babunia.
— Zaraz wam opowiem; pomyślcie sobie i ten obleciświat, ten Włoch, przychodził do naszej gospody na piwo i to co dzień. W tem nie byłoby nic złego, bo karczma jest dla wszystkich ludzi, ale zamiast jak porządny człowiek za stołem usiąść i siedzieć, wymiatał jak pomiatło każdy kąt, nawet do obory za mną przylazł; krótko mówiąc: gdziebądź się obróciłam, był mi na piętach. Ojciec się trochę mroczył, ale wiadomo wam, że tatuś jest dobry i nawetby kurczęciu nierad ubliżył, tem mniejby sobie chciał gości urazić, zwłaszcza gości ze zamku. Spuścił się więc z całą sprawą na mnie. Odprawiłam Włocha kilka razy w grubiański sposób, lecz udawał, jakobym mu najpiękniejsze słowa powiedziała, a wiem dobrze, że po czesku rozumie, chociaż mówić nie potrafi, i ustawicznie powtarzał swoje: „Esky olka, mam rad“, ręce przedemną załamywał, ba! nawet pewnego razu na kolana ukląkł.
— To gałgan! — zawoła Babunia.
— Tak jest, Babuniu, ci panowie ze zamku nagadają, aż uszy bolą słuchać. Dokądby się człowiek dostał, gdyby im uwierzył! Lecz takie rzeczy człowiekowi ani na myśl nie przyjdą. Ale ten Włoch najwięcej mi dokuczał.
Przedwczoraj grabiliśmy siano na łące. Mila przyszedł także na łąkę, tak przypadkiem (Babunia się z „tego przypadku” szczerze rozśmiała). Mówiliśmy o tem i owem i nareszcie powiedziałam Mili, jaki to krzyż my dziewczyny z tym Włochem mamy.
— Uspokój się! — odrzekł Mila, — będę się starał, aby was więcej nie nachodził.
— Lecz uważaj, — upominałam, — ażebyście tatunia nie rozgniewali! Wszak znam żernowskich chłopaków i wiem, jakie to zuchy.