Strona:PL Němcová Babunia.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dlaczego miałoby się im nie podobać — rzekła babunia. — Z pewnością nie kazałyby się prosić, żeby tu zostać na zbytki i swawole.
— A tobie, babuniu, nie podobałoby się u mnie? — pytała księżna.
— Jest tu jak w niebie, ale mieszkać bym tu jednak nie chciała — zakręciła babunia głową.
— Czemuż-to nie? — pytała zdziwiona księżna.
— A cóż jabym tu robiła? Gospodarstwa pani nie ma, z pierzem albo i kołowrotem rozłożyćbym się tu nie mogła, więc co ja bym tu robiła?
— I nie chciałabyś sobie żyć bez kłopotu, aby na stare lata dobrze odpocząć?
— Już tam pewno niedaleki ten czas, że słońce będzie sobie nad moją głową wschodziło i zachodziło, a ja będę bez troski spała. Ale póki życia i póki Pan Bóg zdrowiem darzy, trzeba pracować. Leniuch darmo chleb innym zjada. A całkiem bez kłopotów niema na świecie ani jednego człowieka: jednemu brak tego, drugiemu owego, każdy dźwiga swój krzyż, tylko tyle, że niekażdy pod nią upada — mówiła babunia.
Wtem biała rączka odgarnęła ciężką zasłonę przy drzwiach a z za niej ukazała się rozkoszna twarz młodego dziewczęcia w obramieniu warkoczy ciemno-blond.
— Czy wolno? — zapytała miłym głosem.
— Bardzo proszę, Hortensjo, znajdziesz miłe towarzystwo — odpowiedziała księżna.
Do gabinetu weszła hrabianka Hortensja, wychowanka pani księżnej, jak o niej mówiono. Panienka była bardzo smukła, niezupełnie jeszcze rozwinięta. Miała na sobie prostą białą sukienkę, słomkowy okrągły kapelusz niosła na ręku jak koszyczek, a w ręku trzymała wiązankę kwiatów. — Ach, cóż to za miłe dzieci! — zawołała. — Niezawodnie są to dzieci państwa Proszków, od których przyniosłaś mi te dobre jagody.