Strona:PL Němcová Babunia.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wikta lubi to pustkowie. Spotkałam ją na zboczu; jest strasznie mizerna. Czyż niema dla niej żadnej rady? — pytała hrabianka ze współczuciem.
— Dla ciała możeby się rada znalazła, ale na co to się zdało, kiedy brak rzeczy najważniejszej — rozumu. Jej dusza jest obłąkana; wszystko, co robi, to jakby robiła we śnie. Może to jest łaska Boża, że nie pamięta swego własnego bólu, który musi być straszliwy. Gdyby oprzytomniała, toby może i duszę zagubiła w rozpaczy. No, Bóg jej nie opuści. Jeśli zgrzeszyła, to winę swoją odcierpiała — rzekła babunia odwracając kartki albumu. — Moi drodzy! — wołała z coraz większym zachwytem — przecież tu jest Stary Bielnik, podwórze, lipa, dzieci, psy, wszyściutko, nawet ja! Czegom ja się doczekała! No, żeby to nasi widzieli!
— Nie zapominam nigdy o ludziach, którzy są dla mnie dobrzy, ale żeby sobie ich obraz tem lepiej w pamięci utrwalić, rysuję ich podobizny. Tak samo okolice, w których spędziłam miłe dni, przenoszę sobie na papier, żeby mieć pamiątkę. A ta dolinka tutejsza jest rozkoszna. Gdybyś, babuniu, pozwoliła, to chętnie namalowałabym twój obraz, żeby i dzieci miały pamiątkę po tobie.
Babunia się zaczerwieniła i zakręciła głową, certując się: — Mnie malować, taką starą kobietę! Nawetby proszę panienki nie pasowało.
— Nic nie mów, babuniu, jak znowuż będziesz w domu sama, przyjdę do ciebie i odmaluję cię. Zrób to dla wnucząt, żeby miały twoją podobiznę.
— Jeśli panienka chce koniecznie, to niech tam będzie — zdecydowała się babunia —, ale proszę, żeby o tem nikt nie wiedział, bo powiedzieliby, że babunia zaczyna być próżna. Dopóki żyję, obrazu mego nie potrzebują, a jak mnie nie będzie, to już niech się dzieje, co chce.
Panienka zgodziła się na ten warunek.
— Ale gdzie też panienka nauczyła się tego malowania? Nigdy dotychczas nie słyszałam, żeby kobieta umiała malować — mówiła babunia, oglądając kartę za kartą.