Strona:PL Němcová Babunia.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale w Wielką sobotę było w Starym Bielniku od wczesnego ranka jak na praskim moście. W świetlicy, w kuchni, na podwórzu, przy piecu, wszędzie spotykały się z sobą pracowite ręce, a do którejkolwiek z niewiast dzieci zwracały się w swoich sprawach, każda odpowiadała, że sama nie wie, gdzie jej głowa stoi; nawet Basia miała tyle do zrobienia, że dla jednej roboty zapominała o drugiej. Ale pod wieczór wszystkie prace były ukończone, całe mieszkanie znajdowało się w największym porządku, i babunia z Basią i matką wybierały się na rezurekcję. A kiedy w oświetlonym kościele, przepełnionym nabożnymi chrześcijanami, ze wszystkich ust płynęła pieśń: — Powstał z martwych ninie cny Odkupiciel! Alleluja! — doznawała Basia dziwnie radosnych uczuć. Jakaś nieznana siła pociągała ją w dal, w wolne przestwory, gdzie mogłaby dać ujście temu radosnemu weselu, które rozsadzało jej piersi. Przez cały wieczór było jej niewypowiedzianie błogo, a gdy babunia życzyła jej dobrej nocy, objęła ją Basia za szyję i rozpłakała się.
— Co się stało? Czemu płaczesz? — pytała babunia.
— Nic mi się nie stało, babuniu, tylko tyle mam w sobie radości, że aż muszę płakać — odpowiedziała dziewczyna. A staruszka pochyliła się nad nią, pocałowała ją w czoło i nie rzekła ani słowa, tylko ją pogłaskała po twarzy. Dobrze znała swoją Basię!
W pierwsze święto idąc do kościoła, zabierała babunia na święcenie placek, wino i jajka. A gdy wracała z święconem do domu, krajała wszystko na kawałki i każdy z domowników dostał kawałek placka, jajka i trochę wina. Drób i bydło dostawały święconego tak samo, jak na Boże Narodzenie dostawały z potraw wiljowych, a to dlatego, żeby dla domu miały życzliwość i żeby przynosiły duży pożytek, jak mawiała babunia. Ale poniedziałek był dla niewiast złym dniem, bo to była smaganka i kolendowanie. Ledwo że wszyscy powstawali z łóżek, już za drzwiami odzywały się głosy: — Idę do was, kolendniczek mały... — i zaraz ktoś pukał do drzwi. Bietka szła otworzyć, ale bardzo ostrożnie, bo to mogli być znajomi chłopcy, a wiadomo, że żaden ze znajomych chłosty dziewczętom nie darował. Ale to był pan ojciec z młyna, najranniejszy ze wszyst-