Strona:PL Němcová Babunia.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wszystko to zawdzięczają tylko tobie, babuniu, i twemu dobremu słowu — odpowiedziała hrabianka.
— Proszę panienki, na co zdałoby się dobre słowo, gdyby nie było dobrego serca, wrażliwego na niedolę bliźnich — zastrzegła się babunia.
Kwiaty były tymczasem poukładane i babunia wybrała się z dziećmi ku domowi.
— A ja pójdę z wami aż ku rozstajnym drogom — rzekła panienka, biorąc za uzdę konika, który stał w pobliżu. — Jeśli chcecie, chłopcy, to każdego z was kawałek na koniu przewiozę.
Chłopcy z uciechy aż podskoczyli, a Janek w jednej chwili znalazł się na koniu.
— Co to za łobuz! — mówiła babunia, widząc, jak śmiele Janek sobie poczyna. Wiluś udawał, że się konia wcale nie boi, ale zaczerwienił się aż po uszy, gdy hrabianka podniosła go na siodło, i dopiero, gdy Janek zaczął się z niego śmiać, wziął się w kupę. I małą Adelkę posadziła panienka na konika i trzymała ją. Dziewczynka cieszyła się z tego, ale chłopcy śmieli się z niej, że siedzi na koniu jak laleczka. Tak głośno pokrzykiwali na nią, aż ich babunia skarcić za to musiała.
Na rozdrożu hrabianka sama dosiadła swego konika, opuściła niebieską suknię na strzemiona, poprawiła na głowie czarny kapelusik, jeszcze raz skinęła dzieciom biczykiem i krzyknęła na konika: — Avanti! — Na to słowo, konik puścił się pod górę jak jaskółka, a babunia z wnuczkami poszła w stronę Starego Bielnika.
Nazajutrz dzień był cudowny, niebo było czyste bez jedynego obłoczka. Przed domem stał powóz, na nim Janek i Wiluś w białych spodenkach, w czerwonych kamizelach, z wiankami w rękach. Pan Proszek obchodzi dokoła swoje piękne konie, klepie je po lśniących zadach i okiem znawcy bada ich postawę i uprząż. Od czasu do czasu podchodzi ku oknu mieszkania i woła: — Jeszcze nie jesteście gotowe? Śpieszcie się trochę!
— Zaraz, tatusiu, zaraz! — odzywają się głosy z za okna.