Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 3.pdf/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czył się do świecy, którą Vaubaron na ziemi zostawił i odważnie trzymał swe ręce nad płomieniem tak długo, dopóki więzów rozerwać nie zdołał. Chciał zarazem rozciąć więzy na nogach, lecz napróżno szukał po kieszeniach noża, który zawsze miał przy sobie; musiał go niezawodnie zgubić wtedy, gdy go mechanik niósł tutaj.
Nie mogąc ich rozciąć, musiał je rozwiązywać, do czego potrzebował czasu kilku minut. Wreszcie uwolnił się z więzów i jednym skokiem stanął we drzwiach, lecz cofnął się natychmiast, bo sznur, którym był Tristan przywiązany był dosyć długi, aby wyżeł mógł dojść do drzwi i stanął tutaj milcząc, lecz zarazem pieniąc się ze wściekłości, patrząc błyszczącemi oczyma na człowieka, który myślał że jest już od strasznych ukąszeń psa szarpanym.
Gdy Rodille w najodleglejszy kąt się cofnął, przemyśliwając nad innym środkiem ucieczki, ułożył się pies w drzwiach w postaci sfinksa. Chwilę myślał bandyta nad tem, aby przepalić dach i uciec tym sposobem, lecz narażał tem życie i wolność, postanowił więc wyłamać glinianą ścianę. Ściana z gliny i chrustu nie długoby się była opierała ściśniętym na pół opalonym rękom Rodilla, gdy nagle straszny szelest odwrócił go od pracy a on popatrzył na Tristana; wyżeł stał się jednej minuty zupełnie nie do poznania, straszliwe nieszczęście zdawało się psem owładnąć, jego oddech był gwiżdżącym, kurczowo uderzał długim ogonem, chwiał się i charczał, jakby mu coś gardło dusiło; jego oczy