Harpagon. Nie, nie. Małżeństwo nie może być szczęśliwe bez prawdziwego przywiązania.
Kleant. To może znaleźć się z czasem[1], ojcze! wszak mówią, że miłość jest często owocem małżeństwa..
Harpagon. Nie; mężczyzna nie powinien puszczać się na takie próby: potem są z tego przykre skutki, za które nie chcę odpowiadać. Gdybyś czuł jakąś sympatję dla niej, a, wówczas, to co innego; ożeniłbym cię w moje miejsce; ale, gdy tego niema, pójdę za pierwotnym zamiarem i sam ją poślubię.
Kleant. A więc, ojcze, skoro tak, trzeba abym ci odsłonił serce i wyjawił naszą tajemnicę.[2] Wiedz, iż pokochałem Marjannę od pierwszego dnia w którym ujrzałem ją na przechadzce, zamiarem moim było prosić cię o pozwolenie zaślubienia jej, i powstrzymywała mnie, jedynie świadomość twoich zamiarów i obawa twego gniewu.
Harpagon. Czyś ją odwiedzał[3] i w domu?
Kleant. Tak, ojcze.
Harpagon. Często?
Kleant. Dość często, jak na czas tak krótki.
Harpagon. Dobrze cię przyjmowano?
Kleant. Bardzo dobrze, lecz nie wiedząc kim jestem; to właśnie przyczyna zdziwienia Marjanny.
Harpagon. Czy wyjawiłeś jej swoje uczucia i zamiary?
Kleant. Owszem; mówiłem nawet z matką.
Harpagon. Jakże przyjęła oświadczyny?
Kleant. Bardzo życzliwie[4].
- ↑ Znaleźć się z czasem… Zabawna jest ta scenka, w której Molier każe Kleantowi wytaczać wszystkie argumenty, używane zazwyczaj przez rodziców.
- ↑ Kleant dał się schwycić w pułapkę.
- ↑ Czyś ją odwiedzał… Tu Harpagon z tonu udanej serdeczności przechodzi w suchą indagację.
- ↑ Bardzo życzliwie… Postępowanie tej mamy jest nieco dwulicowe; ale któraż matka ubogiej panny na wydaniu rzuci na nią kamieniem?