Strona:PL Molier - Mieszczanin szlachcicem.pdf/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dorant. Żartuje pani! I pocóż dopatrywać się tylu trudności? Jedno doświadczenie, które pani uczyniła, nie przesądza wszak o innych.
Dorymena. Słowem, wracam ciągle do tego samego: wydatki, które dla mnie podejmujesz, niepokoją mnie z dwojakiej przyczyny: po pierwsze zobowiązują mnie mocniej niżbym pragnęła; po drugie, bez urazy [1], pewna jestem, iż nie przychodzą panu bez kłopotu, a tegobym bardzo nie chciała.
Dorant. Och pani, to drobiazg, i jeżeli o to jedynie...
Dorymena. Wiem, co mówię; pomijając inne rzeczy, sam diament [2], do którego przyjęcia pan mnie wprost zmusił, posiada taką wartość...
Dorant. Błagam panią, nie chciej przeceniać tej drobnostki, która miłości mojej wydaje się zbyt niegodną ciebie, i pozwól... Otóż i gospodarz domu.

SCENA DZIEWIĘTNASTA

PAN JOURDAIN, DORYMENA, DORANT


Pan Jourdain uczyniwszy dwa ukłony i znalazłszy się zbyt blisko Dorymeny. Trochę w tył [3], wielmożna pani.
Dorymena. Jakto?
Pan Jourdain. Jeden krok, jeżeli łaska.

Dorymena. O co chodzi?

  1. Bez urazy... Dorymena nie ma złudzeń co do sytuacji finansowej swego wielbiciela.
  2. Sam diament... Ten sam diament, o którym Dorant rozmawiał z panem Jourdain i który rzekomo wręczył Dorymenie w jego imieniu.
  3. Trochę w tył... Przypominamy sobie, że p. Jourdain umyślnie wyuczył się na intencję Dorymeny potrójnego dworskiego ukłonu; ale źle obliczył odległość i wykonał jedynie dwa: naiwnie tedy prosi, aby się cofnęła.