Strona:PL Moj stosunek do kosciola.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten wzbudzał ogólną wesołość. Na pogrzebie jednego z nieboszczyków nawet jego rodzony syn, prorektor uniwesytetu Wikszemski musiał się śmiać, a niektórzy z obecnych, dusząc się od śmiechu, dla niewywoływania zgorszenia, pochowali się do rowu. Podczas zaś jednego ze swych kazań czcigodny ksiądz „profesor”, polemizując z Darwinem, wskazał ręką na krucyfiks i zawołał: „ist das ein gekreuzigter Affe?” (czyż jest to ukrzyżowana małpa?). O ile było to z korzyścią dla Kościoła rzymsko-katolickiego, niech rozstrzygnie łaskawy czytelnik.
Ponieważ opowiadano o tych występach pajacowskich szanownego duszpasterza, więc, chociaż nie miałem wogóle zwyczaju chodzić do kościoła, to jednak pozwoliłem sobie parę razy pokazać się w kościele dorpackim dla wysłuchania humorystycznych popisów Pietkiewicza. Jeden raz zjawiłem się w białem letniem ubraniu. To dało asumpt złotoustemu kaznodziei do wypowiedzenia (oczywiście po niemiecku) następującego zwrotu: „masz na sobie szatę białą, a duszę masz czarną”.
Podobnie w latach przedpowstaniowych, 1861 i 1862, uczęszczałem pilnie, jako na curiosa, na wygłaszane w katedrze Św. Jana w Warszawie słynne „konferencje” polityczne ajentów walczącego wówczas z „podziemnym” „rządem narodowym” arcybiskupa Felińskiego, mianowicie na „konferencje” głośnego później także w Krakowie księdza Goljana, a następnie na „konferencje” młodziutkiego wówczas, ale bardzo uczonego i karmiącego słuchaczów cytatami z „Objawienia Świętego Jana” w oryginale greckim księdza Jażdżewskiego, późniejszego posła do sejmu pruskiego i, zdaje się, także do parlamentu niemieckiego. Przy wysłuchiwaniu pikantnych ekspektoracji i wynurzeń tych obdarzonych bojowym temperamentem obrońców istniejącego porządku w „duchownej sukience” nie chodziło mi wcale o ich budujący wpływ na moją religijność, ale tylko o odbieranie silnych wrażeń od ich wojowniczych i bądź co bądź prowokacyjnych występów.
Zastrzegam się przytem, że, zestawiając warszawskich kaznodziejów z ich dorpackim kolegą, czynię to jedynie ze swego subjektywnego stanowiska, jako widza i słuchacza. Objektywnie rzecz ujmując, niewolno stawiać na równi bardzo