Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/008

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ujrzała wielkie piętna cynizmu i próżności, a zamiast wzniosłych uczuć, spostrzegła brutalną naturę, dążącą jedynie do własnego użycia.
Edmund przedstawił się jak ów kwiat krwiożerczy, który urodą i silnym zapachem zwabia ku sobie łatwowierne owady, a gdy złudzone poddadzą się magnetycznej sile, wówczas zamyka nad nimi kielich i bezwstydnie odkrywa prawdziwą wartość wewnętrzną. Zabija owady trucizną swych namiętności, wchłania je, aby żywić się ich kosztem.
Ona była zaledwie na brzegu zdradnego kielicha. Uratowano ją wcześnie od zguby.
Stefcia, myśląc o tem, usiadła na pniu i objąwszy kolana, zwiesiła smutnie głowę.
Pierwszy zawód życia pozostawił w jej duszy wiele goryczy! Dawna, bezgraniczna wiara w ludzi osłabła, znikł zapał o głębokich porywów.
We własnem pojęciu dziewczyna nie czuła się już zdolną do uczuć gorętszych, zapominając, że ma lat dziewiętnaście i bujny temperament.
Delikatny szron pesymizmu osiadł nikłą warstwą na jej idealnych marzeniach, ale zwiększał się, nawet już w Słodkowcach.
Po zerwaniu z Edmundem Stefcia postanowiła wyjechać z domu. Palił ją wstyd i żal, chciała uciec jaknajdalej. Śniła o szerokich światach, dalekich przestrzeniach, rwało ją naprzód!...
Powodowana żywą naturą, tworzyła w myślach barwne obrazy, pełne fantazji. Bujała w lśniących wizjach, czując pewną ciasnotę w dotychczasowych warunkach. Po krótkiej walce, wyjechała z ojcem szukać posady nauczycielki. Wszelkie tłómaczenia rodziców nie odniosły skutku. W końcu ulegli, sądząc, że to krótkotrwały kaprys, spowodowany pierwszym zawodem życiowym, ale obawiali się o wybór odpowiedniego miejsca.
Szło dosyć trudno. Grymasiła Stefcia i pan Rudecki.
Stefcia wydawała się niektórym paniom za ładną, szczególnie, gdy same były pełne pretensji, lub gdy miały brzydsze córki. Po wielu niepowodzeniach posadę znaleziono. Baronowej Elzonowskiej uroda Stefci nie raziła, przeciwnie — ujęła ją.
Jednakże, baronowa spytała dziewczyny, czy nie będzie się nudziła w Słodkowcach, gdyż mieszka tam tylko ona z córką, stary ojciec i również, stary rezydent, dawny nauczyciel jej brata. Ale Stefcia pragnęła ciszy, nawet zgodziła się na warunek nie powrócenia do domu na wakacje. Przerażały ją odległe Słodkowce, jednak coś ją tam ciągnęło.
Pan Rudecki, opowiedziawszy historję, poprzedzającą wyjazd córki, prosił panią Elzonowską o troskliwą opiekę nad Stefcią, na co otrzymał obietnicę, wypowiedzianą dość wyniośle z drobiną serdeczności.
Niepokoiło go arystokratyczne pochodzenie baronowej. Arystokracji nie chciał dla córki, wiedząc, że nauczycielka nawet w obywatelskich domach bywa rozmaicie traktowaną. Drżał na myśl, że w wielkopańskim pałacu mogą jego Stefcię obrażać.
Ale wiedział przytem, że arystokracja rodowa jest wyjątkowo uprzejma i że prawdziwy wielki pan starożytnego rodu zawsze jest grzeczniejszy od wielkiego pana parwenjusza.
Nazwisko baronowej uspokajało pana Rudeckiego. Zauważył w niej, typ wielkiej damy, trochę sztywnej, lecz nie pozbawionej sympatyczniejszych stron.
Uczennice swą Stefcia poznała na miejscu.