Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Życie, błogosławione, ukochane Życie
Samo nas się zapiera, nie chce nas mieć w Bycie.
Szczęśliw żeś, zbójco nędzny bogów swych, człowiecze?
Puszcz głębie, góry, niebios promienne odwiecze —
Puste dziś, fale — puste: to królestwo twoje!
Któż pocieszy cię teraz, pokrzepi na boje?
Źródełka leśnych dolin głosu już nie mają,
Nie mają głosu groty, zbrakło głosu gajom,
Oniemiała la, z której piłeś, wieszczu, struga!
Morze — nieme dziś, ziemia — niema dziś jak długa,
Nic cię nie zna na modrą puszczę niebios całą.
Słońce, ogniste słońce bogiem być przestało,
Już nic widzi cię! Z tego, co żyje, drga, dyszy.
Świeci, z tego nic dzisiaj nie zna cię. W tej ciszy
Nikt dziś nic wie, zkądeście. włóczęgi bezdomne,
Nikt nic powie: To człowiek. Ja go znam i pomnę.
Z Przyrody dziś już tylko groźna mara pusta,
Bo złamane jej serce już nie bije. Usta
Jej — zawarte, gwiazd oczy — wyłupione. Nie śnij!
Niedokończonych — nigdy nic dokończysz pieśni,
A dzieci twe, nie wiedząc, co to natchnień wiry,
Spytają cię, czemu tyś nazwę dawał Liry!

Oh! czyś śpiewał, czyś boje bojował najkrwawsze.
Myśmy z tobą mówili półgłosem! I zawsze,
Słysząc szept nasz, u twarzy czułeś niespodzianie
Słodkie wonnych kędziorów naszych boskich wianie.
Teraz ciesz się — i w trosce łzami zmywaj lico.
Oto-ś nagi pod Tego straszliwą źrenicą.
Który widzi powstanie, życie, śmierć tysięcy
Światów i gwiazd, stuleci, i lat, i miesięcy,