Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

C’est dans un bois sinstre et formidable, au nord...



Wygnanie Bogów.

Bór posępny, złowrogi, groźny, na północy
Gallii. Sprężona, resztki dobywając mocy,
Gęstwa potwornych dębów służy miast podnóża
Wielkim, czarnym chmurzyskom, zkąd wnet spadnie burza;
Ranek, drżąc, się przebudza, i już pierwsze gońce
Zórz drasnęły niebiosa, krwi strugą broczące.
Wszystko żałobne, blade; wichrem rwane liście
Jęczą; myślom bolesnym oddane wieczyście
Olbrzymy, skały głuche, po widnokrąg czarny
Jeżą się, w swej rozpaczy pogrążone marnej;
Biała w szarym półbrzasku, pośród mgły rozlanéj,
Kaskada szlocha cicho w swem więzieniu z piany;
Liżąc zielone sosny o miedzianej korze,
Faliste morze kąpie podnóża ich, morze
Smętne, kędy co chwila, skupione w gromadki,
Cezara Konstancyusza przebiegają statki.

Wtem — o zgrozo! żałobo! — kędy brzeg się spiętrza,
Ziemia wstrząsa się lękiem i drży aż do wnętrza,
A na jej chropowatem, trwogą zdjętem łonie
Niebiańskie rozlewają się ambrozyi wonie.
Wielki wiew oszalały szeleści w gęstwinie;