Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oto Sofokles pije męty
Tryumfem niegdyś wrzących czar,
Skarżon o obłęd, odepchnięty,
Od dzieci swych ma wzgardy dar;

Oto Owidyusz: czoło znaczy
Mu straszne piętno; trwożny zbieg
Mleko sarmackiej pije klaczy
W stepach, gdzie wiatr, a mróz, a śnieg;

Ot na wygnaniu Dant; ot Tasso,
Cd nagle w obłęd dziki w padł,
Świeci wybladłej twarzy krasą
Z za czarnych turmy ciemnej krat;

Podobny lwu, co wzdycha, kona
Pod podłym batem strażnych sług,
Na żołdzie nędznym histryona
Oto — niestety! — Szekspir-bóg;

Oto Cerwantes, rab znękany,
W kajdanach swój wylewa żal;
Kamoens, brocząc z ciężkiej rany,
Z grzywami wściekłych walczy fal;

Oto — tak igra los zuchwale,
Bezmyślnie drwić z człowieka rad —
Corneille w ulicznym stąpa kale
W trzewikach pełnych dziur i łat;

Cny bałwochwalca Racine pada,
Przez teatralny olśnion grom,