Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak, toś ty, droga głowo! tak, serce me zna cię!
Śnie mych nocy, dni moich pragnienie najłzawsze,
którego się nie czeka, a spodziewa zawsze!
Tak, poznaję cię, moja tęsknoto jedyna!
Dusza ma na twój widok znowu żyć poczyna,
Druhu długo płakany! Prawdę mówisz, wierzę.
Skończone me nieszczęścia. Bądź mi, bohaterze,
Tem, czem ojciec był, siostra przez Bogów zdradzona,
I matka ta, co klnie dziś płód własnego łona.
Pójdź, zastąp mi tych wszystkich, co mi drodzy byli,
O bracie! Nie opuszczaj mię już od tej chwili!
Or. Nie nie zgasi miłości, co nas wzajem wiąże.
Nim zapomnę cię, niech się u Hadesie pogrążę!
El. Ale z wygnania twego, jakież — powiedz — Bogi
Czy wyrocznie w gród cię ten przywiodły złowrogi?
Czy wiesz? Wiesz o posępnym owym nikczemniku,
Co cieszy się z łez naszych i bogactw bez liku,
Pieści przewrotną matkę, a lud uciemięża!
Ajgistos tu! O bracie, strzeż się tego węża!
Czy znasz czarnych przeznaczeń straszliwe koleje,
Śmierci ojca, gdy wrócił, krwawe, smutne dzieje,
Zbrodnię matki, jej żywot z kochankiem w bezwstydzie?
Or. W pohańbieniu pędziłem me dni — i ohydzie,
Gnąc oporny kark w jarzmie surowego pana;
Lecz przez wspomnień tysiące była nawiedzana
Ma samotność; mąż dumny o pogodnem oku,
Wielki jak Bóg; radosny rozgwar przy mym boku
Tłumu sług, czekających od dziecka rozkazów;
Grono kobiet, ofiarnik, dom prastary z głazów,
I dziecięce igraszki, i ranki, i noce;
Potem — wóz wielki, co mię u wozi w pomroce,