Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dla Bibi! — odpowiedział mi tenże.
Umiał zawsze znaleźć odpowiednie słowo i definicję. I aby dać natychmiastowy tego dowód, wyciągnął z kieszeni wspaniałe cygaro ściągnięte panu rano i, odciąwszy koniec, zapalił je z zadowoleniem i spokojem, następnie, otaczając się pachnącym dymem, wyrzekł:
— Nie powinno się nigdy skarżyć na głupotę swoich państwa, moja Celestyno... Jest to jedyne szczęście dla nas... Im bardziej państwo są głupi, tym służba jest szczęśliwsza... Idź, przynieś mi szampana...
Na pół leżąc w fotelu, z nogami wysoko skrzyżowanemi, z cygarem w ustach, z butelką starego martella w ręku, wolniuteńko, systematycznie rozwijał wokół swojej osoby swój „Autorytet“ i mówił z miłą prostotą:
— Widzisz, moja Celestynko... trzeba zawsze być silniejszym od ludzi, u których służymy...
Bóg wie, czy Cassagnac jest surowym człowiekiem, Bóg widzi, że gdybym był nawet przepełniony jego ideami i gdybym nawet uwielbiał tego wielkiego hultaja... otóż zrozum mnie... nie poszedłbym służyć u niego za nic na świecie... I to samo co mówię o Cassagnac‘a, powiem także o Edgarze!... Zapamiętaj to sobie i umiej z tego skorzystać. Służyć u ludzi inteligentnych i takich, którzy „nas znają...“ to jest wystrychnąć się na dudka, mój koteczku...
I rozkoszując się, jak smakosz, cygarem, dodał po chwili milczenia:
— Gdy myślę o służących, których życie przechodzi na obmawianiu swoich państwa, skargach, grożeniu... Jakież to ordynaryjne! Gdy myślę, że są tacy, którzy nawet chcieliby swoich państwa zabić... Zabić!... A potem?... Czyż zresztą zabija się krowę, która nam daje mleko lub owcę, która nam daje wełnę?... Krowę doi się... a owcę strzyże... zręcznie i łagodnie...
Podczas tego Eugenja włóczyła się po kuchni rozkochana. Robiła to, co do niej należało machinalnie, jak lunatyczka,