Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziewałam się oddawna, ale nieprzewidziana forma, jaką jej pan nadał.
Starałam się zachować zimną krew. Pragnęłam upokorzyć tego starego wszetecznika, wykazując mu, że nie dam się wystawić na dudka przez kalkulacje pani, jak zarówno i jego, rzuciłam mu więc w twarz te słowa:
— A pan Ksawery?... Proszę mi powiedzieć, bo zdaje mi się, że pan zapomniał o panu Ksawerym?... Co też on będzie tu porabiał, podczas gdy my tam będziemy się bawili... w Lourdes na koszt chrześcijan?...
Przeraźliwy skośny błysk zdumienia zalśnił w jego oczach, jak błyskawica... Wyszeptał:
— Pan Ksawery?
— No tak!...
— Dlaczego mówisz do mnie o panu Ksawerym? Nie idzie tu o pana Ksawerego... Pan Ksawery niema tu nic do tego.
Podwoiłam moje zuchwalstwo.
— Daje pan na to słowo?... Prawda, że nie. Po co robić z siebie kłamcę?... Jestem opłacana, tak czy nie, za sypianie z panem Ksawerym?.. Tak, nieprawdaż?... A więc sypiam z nim... Ale pan?... Ach nie... tego nie było w umowie... A przytem... wie pan, mój ojczulku... pan nie jest w moim guście!
I wybuchnęłam mu pod nos śmiechem.
Poczerwieniał, a oczy płonęły mu złością. Ale nie usiłował wszczynać ze mną dyskusji, co do której byłam okrutnie uzbrojoną. Podniósł z pośpiechem swoją tekę i wyszedł odprowadzony moim śmiechem.
Nazajutrz, zupełnie bez powodu, pan zrobił mi grubiańską uwagę. Doprowadziło mnie to do pasji... Pani weszła na to niespodzianie... Byłam wprost szalona ze złości. Scena, jaka odbyła się pomiędzy trojgiem nas, była tak okropna, tak obelżywa, że zaniecham opisywania jej. Wyrzucałam im w słowach niemożliwych wszystkie ich brudy, wszystkie łotrostwa, całą ich podłość, zażądałam zwrotu pieniędzy, poży-