Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jestem szczęśliwy... Teraz mogę umrzeć...
I gdy ja z rozpaczą przeklinałam swoją słabość:
— Jestem szczęśliwy... powtarzał... Och, zostań ze mną... nie porzucaj mnie na tę całą długą noc. Widzisz, gdy zostanę sam, to nie podołam ogromowi gwałtownego, tak dla mnie nieoczekiwanego szczęścia...
Gdy układałam go do snu, uchwycił go atak kaszlu... Na szczęście był krótki... Ale pomimo swojej krótkości rozszarpał moją duszę... A więc zamiast przynieść mu ulgę i wyleczyć go, ja od tej chwili mam go zabijać?... Zaledwie potrafiłam wstrzymać łzy... i nienawidziłam siebie...
— To nic... to nic... szeptał, uśmiechając się... Nie powinnaś się martwić, ponieważ jestem tak szczęśliwy... A przytem nie jestem chory... Zobaczysz, jak doskonale spać będę przy tobie... Bo tak chcę spać, jakgdybym był twoim dzieciątkiem, przy twoich piersiach... chcę mieć głowę pomiędzy twemi piersiami...
— A jeśli twoja babka zadzwoni na mnie tej nocy, panie Jerzy?...
— Ależ nie... nie... babcia nie zadzwoni... Chcę spać przy tobie...
Prawdziwi chorzy mają w sobie olbrzymi pęd miłosny, którego nie posiadają inni mężczyźni, nawet najsilniejsi. Więc doszłam do przekonania, że istotna myśl śmierci, obecność śmierci przy lubieżnych łożach... jest okropną, tajemniczą podnietą pożądań...
Dwa tygodnie ciągnęła się ta pamiętna noc rozkoszni i straszliwa — był to jakby rodzaj furji, która opanowała nas, która weszła w nasze pocałunki, w nasze ciała, w nasze dusze, w nasze uściski i zapanowała nad nami nieskończenie. Pragnęliśmy się radować za całą przeszłość straconą, pragnęliśmy żyć bez odpoczynku w tej miłości, w której wyczuwaliśmy przyszłe jej rozwiązanie w śmierci...
— Jeszcze... jeszcze... jeszcze!...
Jakiś nagły zwrot, przemiana nastąpiła we mnie... Nie tylko, że pi zestalam czynić sobie wyrzuty, ale gdy pan Jerzy