Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiem, co tylko przyszło mi na myśl, anegdoty, różne facecje i piosnki.
Moje dzieciństwo, moje pragnienia, moje małe nieszczęścia, i marzenia, i bunty, i moje różnorodne stanowiska u pociesznych państwa, gdzie działy się bezeceństwa, wszystko to opowiedziałam mu bez wielkiego ukrywania prawdy, bo chociaż tak młody i odosobniony od świata, pomimo tego zamknięcia, w jakiem przebywał, przez jakieś cudowne wieszcze przeczucie, jakie mają chorzy, rozumiał wszystko, rozumiał życie...
Prawdziwa przyjaźń, jaką ułatwił jego charakter i jego samotność, a także serdeczne starania, jakiemi otoczyłam to biedne, zamierające ciało, możnaby powiedzieć, że zupełnie mimowiednie zapanowała pomiędzy nami.
Byłam szczęśliwa, gdy mogłam wyrażać się w podobny jemu sposób i ustawicznie starałam się dostosować mój nieokrzesany umysł do jego umysłu.
Pan Jerzy zachwycał się wierszami... Całemi godzinami na tarasie, przy szumie morza, lub wieczorem w jego pokoju prosił mnie, abym mu czytywała poematy Wiktora Hugo, Baudelaira, Verlaina, Maeterlincka. Często zamykał oczy i siedział nie poruszając się z rękoma skrzyżowanemi na piersiach. Myśląc nieraz, że usnął, milkłam. Ale uśmiechał się i mówił do mnie:
— Nie przerywaj... Nie śpię... Tylko tak lepiej wsłuchuję się w te wiersze, słyszę również lepiej twój głos. A głos twój jest zachwycający...
Niekiedy to on znowu przerywał mi, i w skupieniu wypowiadał z pamięci wolno, przeciągając rytmy, wiersze, które go najbardziej entuzjazmowały. I starał się, — oh! jak lubiłam to! — nauczyć mnie rozumieć je i czuć ich piękność.
Pewnego dnia powiedział mi słowa, których strzegę jak relikwji:
— Widzisz, w wierszach jest to najwspanialsze, że wcale nie potrzeba być uczonym, aby je rozumieć i kochać... przeciwnie... Uczeni nie rozumieją ich, po większej części nawet po-