Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy już znalazłam się na zakręcie alei, prowadzącej do domu, popatrzyłam na pana... Nie poruszył się z miejsca. Z głową opuszczoną, ze zgiętemi nogami patrzył wciąż na śmietnik, drapiąc się po karku...
Po obiedzie w salonie pan i pani poczęli się ostro kłócić.
Pani mówiła:
— Mówię ci, że zwracasz uwagę na tę dziewczynę...
Pan odpowiedział:
— Ja?... Ach, cóż znowu! Także pomysł!... Mój aniołku... Podobna potwarz... jakaś nieczysta dziewczyna, która ma może brzydkie choroby... Ach, tego to już za wiele!
Pani podchwyciła:
— Właśnie dlatego, że znam twoje prowadzenie i twoje gusta...
— Pozwól... ależ pozwól!...
— I że za wszystkimi wyciruchami i za wszystkimi tlomokami uganiałeś się po wsi!...
Usłyszałam skrzyp posadzki pod nogami pana, który chodził po salonie z gorączkowem podrażnieniem.
— Ja?... Ach, cóż znowu? Także pomysł!... Skądże wynalazłaś to wszystko, mój aniołku?
Pani uporczywie:
— A mała Józefka... Piętnastoletnia, nędzniku!... Musiałam jej zapłacić pięćset franków!... Mogłeś za to siedzieć w więzieniu, jak twój ojciec złodziej...
Pan przestał chodzić. Upadł w fotel i milczał... Rozmowa skończyła się na tych słowach pani:
— Pozatem jest mi wszystko jedno... Nie jestem zazdrosna... Możesz sobie spać z tą Celestyną... Tylko nie chcę, aby mnie to kosztowało, abym musiała dawać pieniądze...
Ach! miałam dosyć!... Zostawiłam ich oboje.

Nie wiem, czy to, co pani mówiła, jest słuszne, czy rzeczywiście pan lata za małemi dziewczętami we wsi... Gdyby rzeczywiście tak było, miałby słuszność, ponieważ stanowiłoby to jego przyjemność... Jest to silny mężczyzna, dobrze