Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dza dziewczynkę tu... gdyż u niej... ach, żebyś ty widział?.. To taka nędza, taka nędza!...
Pokój ledwie umeblowany i sprawia przygnębiające wrażenie... Okna bez firanek, w piecu niema ognia. Gdzieniegdzie obicia odkleiły się wskutek wilgoci i wisiały, jak kawałki wyschłej skóry... W pokoju zimno... Kobieta tłomaczy się...
— Nie mam teraz ani drzewa... ani węgla... Zima zapadła tak szybko!.. Przytem w zeszłym miesiącu przychodziła tu policja... Zabrali mnie... I wypuścili dopiero przed dwoma dniami...
I dodaje:
— Żebym była dała im dwadzieścia franków, pozostawiliby mnie w spokoju... O, wielbłądy!.. Nie, rzeczywiście!.. niektórzy żądają „szczęścia“... inni chcą pieniędzy. Odemnie zawsze żądają pieniędzy... To należałoby zabronić.
W głębi pokoju stało wielkie łóżko z dwoma poduszkami... Obok — drugie, malutkie łóżeczko, na którem widniała blada, chuda twarzyczka, okolona wzburzonemi jasnemi włosami.
— To dziewczynka, gołąbku.. Nie krępuj się... Obudzę ją... Zobaczysz, jak jest ona zepsuta i zręczna... Wiem, że będziesz zadowolony...
— Nie... nie... daj jej spokój...
— Ach, wiesz... ona przecież oddaje się nie wszystkim, tylko hojnym panom...
— Nie... nie budź jej...
— Jak chcesz, gołąbku.
Nie odczuwa tego, że proponuje mi przestępstwo i odmowa moja zdumiewa ją... Obserwowałem ją