Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie zapłonęła ofiara drugiego,
Jako nieszczera; uczuł zawiść w duszy,
W kłótni z pasterzem rzucił weń kamieniem,
Trafił go w piersi i życia pozbawił!
Zbladł uderzony, upadł i z krwi strugą
Wyzionął ducha. Adam tym widokiem
Do głębi serca wstrząśnięty, wybuchnął
Takiemi słowy bólu do Anioła:
«Nauczycielu, straszna to jest krzywda
Tak łagodnemu człowiekowi, temu,
Co szczerą składał ofiarę; czyż taka
Nagroda cnoty, prawej pobożności?»
Michał, wzruszony sam, na to odpowie:
«To są dwaj bracia, Adamie, i z twoich
Zrodzą się lędźwi. Tak zabije kiedyś
Niesprawiedliwy brat sprawiedliwego,
Gnany zazdrością, że ofiarę brata
Niebo przyjęło, ale zbrodnia krwawa
Będzie pomszczona, a wiara drugiego
Znajdzie nagrodę, chociaż tu, jak widzisz
Tarza się w prochu i krwi własnej strudze.»
Na to praojciec nasz: «Biada czynowi,
Biada pobudce! Ale czyż ja teraz
Śmierć oglądałem? Czy w taki sam sposób
W proch się obrócę? O straszny widoku,
Co myśl przeraża, uczucia oburza!»
Na to mu Michał: «Śmierć tu oglądałeś,
Tak, jak się pierwszy raz na człeku zjawi;
Ale różnemi drogami prowadzi
Do swej ponurej jamy; wszystkie straszne,