Na sobie czując: dotąd zaciemnione,
Lepiej się moje otworzyły oczy.
Rozszerzył umysł i serce podniosło
Dążeniem stałem do wyżyn boskości,
Której z powodu ciebie głównie pragnę;
Bez ciebie łatwo mogłabym nią wzgardzić.
Szczęście dzielone z tobą szczęściem mojem,
Niepodzielane z tobą dla mnie wstrętne,
Więc i ty spożyj, aby los jednaki,
Jednakie szczęście, jednakowa miłość
Nas jednoczyły; gdybyś nie skosztował,
Różnica stanu rozdziałby sprawiła,
A mnie zapóźno już przez wzgląd na ciebie
Zrzec się boskości, los już nie pozwoli.»
Tak Ewa rzecz swą wesoło wygłasza,
Lecz jej policzki chorobliwie płoną.
Z swej strony Adam, jak tylko usłyszał
O tak złowrogiem przekroczeniu Ewy,
Stał osłupiały, blady, a strach zimny
Obiegał jego żyły, słabił członki.
Z obwisłej ręki wypadła girlanda
Zwita dla Ewy, powiędłe już róże
Zasnuły ziemię. Stał niemy i blady,
Aż w końcu przemógł wewnętrzną niemotę,
I tak rozmyślał: «Najpiękniejsze z stworzeń,
Z dzieł Bożych wszystkich ostatnie, najlepsze,
Istoto, w której wszystko się jednoczy,
Co i dla wzroku i dla myśli święte,
Co boskie, dobre, lube i powabne,
Jakżeś zgubiona, jak nagle zgubiona!
Strona:PL Milton - Raj utracony.djvu/315
Wygląd
Ta strona została przepisana.