Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
B. NIKEFOR: (modlący się z olbrzymiej księgi Vigiliae Mortuorum) Widzę, że najsroższy okrzyk bólu nie może już wezwać do życia naszej ukochanej małżonki Bazilissy Teofanu. Zniknęła ze sarkofagu, na którym była pod opieką relikwij, kiedy zapadła w dziwny, wielomiesięczny sen.
Nie wiemy, czy żyje jeszcze w górach, czy zstąpiła w otchłań, czy pochłonęło ją to szumiące morze?
Oto rozkazuję Wam już nie czynić daremnych wysileń, módlmy się jeno za wszystkich, co żyją tu lub tam w Otchłani.
TŁUM: Umarłą była, a jako u świętej ciało nie podlegało zepsuciu!
Djabeł nie mógł tam wejść, gdyż ciało było zamkniętym i zapieczętowanym relikwiarzem...
WSZEGARD: Miłościwy Panie, uchroniliśmy się tu przed Dżumą, której zapalczywość już do szczętu wytępiła żyjących, co pozostali w Bizancjum.
Lecz i tu, pod opieką świętych w górach, burze zimowe zniweczyły wszelkie drogi, wilki stadami napadają, wyjąc, a rodzice głodni rzucają im swoje dzieci.
Mówią — —
(klęka)
— — iż widziano świętą Bazilissę, która kocha Chrystusa —
(bije czołem)
— — z zakrwawionemi usty, okrytą długim włosem, pręgowaną, jak hyjena...
B. NIKEFOR: Znam to wszystkie oskarżenie.
WSZEGARD: Nie jestże to dziwne? Jej usta były w trumnie niby świeżo rozcięty owoc granatu!