Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
kochaną, jeśli ona w Ciebie wierzy — załóż Królestwo Nowego Istnienia, wojskiem zaś broń Ojczyzny jakakolwiek Ona jest.
Ale Ortodoksów omijaj zdaleka. Nie służ im, nie słuchaj ich, ale tymbardziej — nie wojuj z nimi. Poco ich ćwiczyć w mocy?
(z siłą i głośno, uderzając się w piersi)
Ja świadczą za Ciebie synu! ja Cezar! jesteś wolny wziąć ślub nietylko z Bazilissą gnijącego Konstantynopola, ale z całą ziemią!
Kto śmie nie wierzyć? mam lat sto, idę do mogiły. Nie kłamię!
CHOERINA: (całuje mu szatę) Oto człowiek, syn złodzieja Prometeusza!
Teraz puszczam sługę mego w pokoju, gdyż oczy moje oglądały cichą niewysłowioną Prawdą Ziemi.
(Przebija się nożem).
PATRYARCHA: (do Teofanu, która staje we drzwiach kaplicy i Nikefora, który bierze ją za rąką) W imią Wiekuistnego — jesteście Mężem i Żoną.
(Wiąże im ręce stułą).
ŻOŁNIERZE I DYGNITARZE: Wiwat Bazileus Nikefor!
CHOERINA: Czy nie zanadto pośpieszyłem, chcąc wcielić się w nich? Chciałem być wzniosły — i strzeliłem głupstwo! zdaje się nie do poprawienia! Jeślim ujrzał Promethidiona, trzeba było iść za jego przykładem i żyć do lat stu. Kochankowie bogów żyją długo i jeszcze każą się balsamować!
Aj, aj! a tom się dźgnął! eheu! eheu! rety, rety! eheu!
ŚW. ATANAZY: Czemże mogę Ci ulżyć biedna duszo?
CHOERINA: Jak Hieraklita natrzyj mię gnojem —