Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
NIKEFOR: Ja zwyciężę — przetrwam — jestem wódz Chrystusowy.
BAZYLI EUNUCH: (powstaje z ziemi) Winienbym się rzucić do nóg, dziękując, żeś mi dał naukę krótkiego mówienia. Lepiej, gdy uchwycę wołu wprost za rogi.
(podchodzi do tłumu żołnierzy)
Żołnierze, niech każdy sobie dziś obetnie mały palec na znak, że dożył boskiego dnia, gdy święty Duch zawisnął nad hełmem Nikefora. A jeśli kto zechce zachować wszystkie dziesięć palców — niech je wzniesie zbrojne w maczugę, w nóż długi, w sznur od katapulty — w garnek z płynącym ogniem na tych, którzyby chcieli sprzeciwić się Objawieniu. Niemowlę niesione do chrztu wrzasło w kościele: Nikefor! Ślepy, gdy obmył sobie oczy wodą Nikefora — wnet uzyskał wzrok jastrzębi.
ŻOŁNIERZE: Długich lat — tryumfu! tryumfu dla Nikefora! Bazileus! Bazileus!
(porywają go i na tarczach wznoszą).
NIKEFOR: Widziałem — Seif Eddewlet na czarnym koniu wjechał nad rozpadlinę wulkanu, gdzie bucha zarzewie. Szalonym pędem wjeżdża na górę Jan Cymisches — mówią ze sobą — Seif zdaje się skłaniać — zawisa nad nimi obłok dymu — —
TEOFANU: Moja duszo, wybiegnij z więzienia — zjaw się przed Nim i mów — mów mu zaklęciem dziwnem tę prawdę wielką i przenikliwą, jak słońce, gdy nagle wejdzie do mazamory więzienia —
o Słońce! zatrzymaj go — Słońce, zatrzymaj! Miłość! Życie Nowe!
(Żołnierze próbują biciem w tarcze przyciągnąć uwagę Seifa Eddewleta).