Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SEIF EDDEWLET: Wtedy nie zabronisz mi pogrzebać Jej w pustyni — tam gdzie nie dojdzie żaden śmiertelnik żyjący.
NIKEFOR: Da Matka Boża, będzie żywa.
SEIF EDDEWLET: Da Allah, iż może zechce zginąć z mojej ręki.
NIKEFOR: Należy do mnie, jako zdobycz bitwy — za chwilę wezmę szturmem, nie! uderzeniem taranu ten zwiotszały barkaban muzułmańskiego Hadesu. Oszczędzałem was dotąd.
SEIF EDDEWLET: Nie wziąłbyś nigdy żywcem arabów, ani Teofanu.
NIKEFOR: Seifie, oddam ci twe królestwo.
SEIF EDDEWLET: Ty ją kochasz! lwie Chrystusowy, idź na tron, który się tobie rozwarł ze śmiercią Bazileusa Romana — wiem, iż jesteś bożyszczem zarówno cyrków, jak i kościołów w Bizancjum. Wojuj z Islamem — może mrocznym cieniem krzyża zagasisz księżyc Kaaby!
NIKEFOR: Nie zaznałem nigdy szczęścia.
SEIF EDDEWLET: To straszne! więc dusza twoja jest ponura nawet gdy wschodzi tryumfalnie Moc Twojego Boga?
więc ty zanurzyłeś się korzeniami w piekło — i myślisz, że z jego mroków wydasz złoty owoc Słońcu niezwyciężonemu?
NIKEFOR: Seifie, walczmy na miecze!
SEIF EDDEWLET: Allah z mojej ręki wytrącił miecz, gdym podźwigał Teofanu, i niemam prawa już go wziąć na nowo. Ten miecz nosił miano: Jedynie Bogu.