Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
B. NIKEFOR: Tajemniczy i zbyt nagły zgon młodego Bazileusa?
B. TEOFANU: Młody bóg na Olimpie nie umarł, lecz zmierzchnął.
B. NIKEFOR: Widziałem Cię, jak wróżyłaś nad wodą — w mroku wypłynęła nagle i w powietrzu zawisła ścięta głowa Nikefora!
B. TEOFANU: I stamtąd wreszcie ujrzał to jedyne i najcudowniejsze.
B. NIKEFOR: Nienawidzisz go?
B. TEOFANU: Mogłabym nienawidzieć, gdybym była kobietą: los rzucił pod kopyta jego zwycięskiego rumaka moją jedyną miłość na tej straszliwej nicości, która się zowie Ziemia! Lecz miłuję go za to, iż On wiedzie mą duszę w krainę nieśmiertelnego Dobra!
MAG: (chyląc się głęboko) Witam Cię, Zjawienie Boże!
B. TEOFANU: (zrywa się jakby do lotu, wschodzi po stopniach wieży i przechyla się ku głębinie, gdzie łuną migoce Bizancjum) Słuchaj, miasto! mówi przezemnie wieszcza, zamurowana, bijąca skrzydłami ku wiecznemu niewiadomemu Bóstwu dusza twoja — Jaźń nieśmiertelna! niosę Wam światło głębin! na całe miasto miljonowe rozlewam miłość moją, na całe obszary równin Europy i Azji — na całą ziemię i aż po królestwo umarłych wulkanów Luny: Jestem tajemnica!
(w oddali wycie tłumu)
Modlić się w klasztorze i umrzeć za Was choćby na Golgocie — mogłabym, lecz chcę Was zbawić — jednym zaklęciem Wiedzy z dna przepaści nieszczęścia mego wydobytym: Światło w mrokach świeci — a ciemności go nie ogarną: chwała Światłu!