Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - W mrokach złotego pałacu czyli Bazylissa Teofanu.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
B. TEOFANU: Kto tę trumienkę tu postawił? dlaczego tu?
MAŁY EUNUCH: To jest przywidzenie, racz Władczyni odwrócić swą uwagę na miasto zdobywane szturmem! Możeby, Wasza Wieczność, wzięła na siebie zbroję i jak Achilles zapaliła męstwo —? Ilekroć wyszłaś z mieczem, przebiegając szeregi, zapał stawał się bezgraniczny —
B. TEOFANU: (nie słuchając) Zabierzcie tę trumienkę! Niema jej, wiem to, ale ona jak potworne milczenie wyrasta przedemną.
KRZYK: (za bastjonami) Harpja! Eumenida! wabi nieprzyjaciół! Diabolos w koronie wrogom dodaje mocy! rzuciła na Chrystusa naszego czary, że już nie sprawia cudów!
B. TEOFANU: Skoro mnie tłum nienawidzi, moja nienawiść ustaje i zmienia się nieomal w życzliwość!
Kumera Ilady, jak myślisz, czy może się sprawdzać horoskop? — wiem, że gwiazdy nie mogą interesować się drobnymi pełznącymi istotami, lecz właśnie ten Absurd zachwyca mnie: wiązać los antropoidów z biegiem najdalszych gwiazd! lecz świat nasz nie wie niczego ponadto, co głoszą te pergaminowe mumie.
Jak mówił Mag na wieży? gwiazdy są większe niż ziemia i dalej, niż by mogło dziecko dolecieć, pędząc na tabunie koni skrzydlatych w ciągu tysiąca lat?
To piękne, to jedyne piękno — te niezmierne przestrzenie — i te bezgraniczne możliwości!
Niech grają harfy, niech Mytileńscy harfiarze utworzą mi śpiew czarownic nad światem.
Chcę zapomnieć o tej przemierzłej nędzy życia, co się wzajem wytępia... jak ścięte głowy w koszu, które wpijają się zębami jedna w drugą.