Leitenant Szmidt: O, jaki ty piękny — na okręcie — ty mój druh?
Nieznajomy: Ja nienawidzę rodu ludzkiego!
Lejtenant Szmidt: Mój — wróg?
(Wtem rozlega się wystrzał i jak pod uderzeniem młota parowego — dom się zatrząsł.)
Tłum: Patrz — całe schody usiane trupami —
(Wchodzi Tina z wieńcem żałobnym.)
Tina: Ty jeszcze tu? i żyjesz?
ja twoje natchnienie — twoja Walkirya —
słyszysz?! każę ci umrzeć!
(Rozlega się znowu straszliwy strzał.)
Lejtenant Szmidt: Mojżesz w chmurze wśród piorunów!
(Wilhelm Ton przechodzi wśród błyskawic. Lejtenant Szmidt wyciąga ręce i biegnie za nim.)
Tina: Stój — nie chcę już, abyś zginął — ja wierzę już, że to potrafisz — jest wyspa na morzu Śródziemnem pełna róż — a potem pojedziemy do Paryża — tam będziesz wielkim literatem —
Pani Szmidt (sama — niosąc trumienkę dziecka): Śmierć jednak jest jedynem błogosławieństwem.
(Wystrzały — tłum rozbiega się — wchodzi kozak pijany — dziko rozgląda się — do umarłego starego Żyda:)
Kozak: Smotri, starik, — chosz — żiżni siczas rieszu?
(Nie mogąc go trafić — przechodzi — wbiegają ludzie. Jęki — i ogromny krzyk trwogi, wściekłości i rozpaczy napływającege tłumu. Powietrze zapełnia się błyskami.)
Krzyk tłumu: Życia błagamy! Czemu nas nie ratuje Pancernik Kniaź Patiomkin? Gdzie Trybun Wolności — obłęd! obłęd! Pali się miasto! Palą się wagony! Palą się okręty! Umieramy!