chcieli zabrać kusz —
polecę ja wolnym orłem
do błękitnych mórz.
Rozkazali nam od brzegu
płynąć w morski muł —
przepadnij moja tieliego
z wszystkich czterech kół.
I pojechał nasz Makarow
święty obraz z nim —
straszno — straszno mimowoli
wśród nieznanych zim.
Kuropatkin obrażony
że drwi z niego wróg!
widać bies nas wodzi w strony —
krążąc, zbija z nóg.
Lecz Ojama następuje —
nocami i w dnie —
patrzcie, jak bies w oczy pluje,
jak zasypał mnie!
Majtkowie: Ach, cześć tobie — boży ty masz talent — wszystko jakbyśmy widzieli — daj teraz miejsce głupiemu Jałozie!
Jałoza (przebrany za skomorocha): Ruski marynarz wszystko może — aby tylko swoboda i prawda. Proszę o zapałkę —
oto ona: paląca — gdzież to znika? W nosie? nie —
pozwólcie drugą jeszcze bardziej palącą —
gdzież to ona znika? w rękawie — nie!
Pozwólcie trzecią — zapalam — gdzież to ona upadła? — w ucho —? nie —
bo oto mężny ruski marynarz wszystko odda do ostatniej zapałki za ojczyznę — i wszystkie one chcą jeść! aby tylko była prawda i cześć!