— Kapustę, pietruszkę i ziółka na kataplazmy — dodałam.
— Naturalnie! utrzymanie porządku w pokojach, w kuchni, wszystko to zapełni dzień, wieczorem zaś głośne czytania...
— Dzieciom? — spytałam.
— Nie dokuczaj mi! — prosiła — a wreszcie mów, powtarzaj, ja sama ci powiem, że chcę mieć dzieci, chce mieć rodzinę, ty i Mania macie inne usposobienia: zimne, abstrakcyjne!
— Sakia‑Muni? czy nie nie wytoczy procesu dawnej prozelitce?
— Odeślę go do ciebie, powetuje sobie stratę stokroć — odrzekła zadąsana. (Już nawet dąsać się nauczyła, z czem jej bardzo do twarzy). Ale rozjaśniła się zaraz i znów zaczęła opowiadać o małym dworku z winem (albo z klematisem — lepiej z winem!) o Stachu, którego będzie surowo trzymać, choć i bez tego będzie on porządnym mężem i dzielnym doktorem.
Jakie to sielankowe, nieprawdaż? nawet bardzo żartować nie można z takich prostych, szczerych i dobrych uczuć!
Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/98
Ta strona została przepisana.
* * *
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/2/24/PL_Mici%C5%84ski_-_D%C4%99by_Czarnobylskie.djvu/page98-1024px-PL_Mici%C5%84ski_-_D%C4%99by_Czarnobylskie.djvu.jpg)