Tak, woli poniekąd naturę rosyjską, niż ten polski sentymentalizm, w którym każda sprawa utonąć musi, jak w lipkim bajorze. Nie spotkała mężczyzny, któryby był Luciferem. I dlatego — piekło jej strasznie jest samotne...
Doktór Jewanheliew stał się obozowym lekarzem, miłującym, jak świętość, żonę wodza.
W miesiąc później las pełen już był watah chłopskich, za któremi szły wojska. Chłopi nie wypierali powstańców, ale mordowali ich z za drzew, truli im wodę, zwalali na nich dęby podpiłowane. Powstańcy nie mogli wyjść na otwarte pole, gdzie zaczaiły się armaty rosyjskie. Lecz szczytem grozy było zniknięcie pani Hryniewieckiej. Doktór przebrał się za urzędnika, wszedł do obozu rosyjskiego, aby się widzieć ze znajomym sobie z jakiejś podróży generałem — i ten w rubasznej szczerości wyznał, że tu jest kobieta Polka, która zna dobrze obóz powstańców. Teraz ona poszła z rotą żołnierzy przez las... aby zajść od tyłu.
Doktór Jewanheliew nie chciał być zdrajcą Rosjan... W nierozwiązalnej tragedji mściciela i miłującego szedł puszczą, tropił z wilczym psem swym panią Hryniewiecką, dając psu obwąchać włosy jej, które ona darowała kiedyś doktorowi.
Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/197
Wygląd
Ta strona została przepisana.