Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wyjedziemy teraz w świat! zbudujemy nad Oceanem swiątynię Trigława! — wołały dwa głosy szczęśliwe, upojone.
Rozległ się okropny wybuch, aż wieża się zatrzęsła.
— Co to? spytał młody ksiądz, biegnąc do drzwi.
— Stój! — zawołał Ołaj. — To głupstwo! zapomniałem wydobyć nabój dynamitowy ze skały. Może tam twoja łódź stała? Ano, to jesteś tu więźniem! — Śmiał się i zacierał ręce.
— No, dzieci, zaczął, ale tak był zmięszany, że nie mógł kończyć. Zmierzył ku drzwiom
— Dokąd, ojcze? — spytała córka.
— Wrócę, wrócę! Wy zostać tu musicie choćby jeszcze do jutra... A będziesz ją kochał? — zwrócił się nagle do młodego nieznajomego.
— Oddam za nią życie!
— No, pamiętaj! ale nie bądź o nią zazdrosny, kiedy przyjdzie upomnieć się o nią inny — Bóg.
Gdy znalazł się u siebie, niespokojnym krokiem zaczął chodzić po pokoju. Jego protestancko­‑prasłowiańskie piekło zaczęło się burzyć.
On, który chciał przed chwilą zabić kochanka swej córki i samemu ją posiąść,