Przejdź do zawartości

Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swoje miejsce transportować, czyścić, porządkować, to znowu oddawać naczynia, srebra co się pożyczyło, a tu to zbite, tego brakuje i kłopot. Samych łyżeczek srebrnych proszę pana zginęło pięć przy tych wielebnych fagasach, jak pana szanuję, a Franciszek tyle lat służy, i jeszcze dziękować Bogu nic przy nim nie zginęło. Będą państwo mieli nauczkę na drugi raz, skoro im się zachciało fagasów.
Adolf (siadając z uśmiechem). Jak widzę, to Franciszek nie kontent coś z tego balu?
Franciszek. O! proszę pana, ja nie prędko zapomnę tego despektu, jaki mnie spotkał. I to jeszcze nie koniec na tem, bo niechno się tylko rok skończy, to ja państwu powiem wyraźnie, że jak sobie chcą wyprawiać bale z fagasami we frakach i bawełnianych rękawiczkach, to ja im ślicznie dziękuję za służbę.
Adolf. No, no, ja myślę, że się państwu wiecej nie zechce balów.
Franciszek. Bo i na co, im tego proszę pana? koszt duży, mitręgi jeszcze więcej, a zabawy żadnej. Z dobrymi znajomymi zabawiać się, to mówię, ale...

SCENA II.
CIŻ — WŁADYSŁAW — później TELESFOR.

Władysław (w kapeluszu z głębi, w paltocie, który zaraz zdejmuje i oddaje Franciszkowi). A, jesteś tu? Wracam od gospodarza.
Adolf. I cóż?
Władysław. Ha, cóż — dziwak uparł się i ustąpić nie chciał, dopiero aż mu przyrzekłem, że już więcej balów dawać nie będziemy.
Adolf. Słyszysz Franciszku, nie mówiłem ci?