Przejdź do zawartości

Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Janina (wchodzi żywo z salonu). Jakto? Panie tutaj? Znowu?
Tecia. Tam w sali takie gorąco...
Miecia. Że wytrzymać nie sposób.
Katarzyna. Zresztą moje córki nie bardzo za mazurem.

(Lokaj podaje tacę z lemoniadą).

Wróbelkowski (wpada z bukietem i podając go Janinie, która oddaliła się na chwilę od Ciuciumkiewiczów na lewo). Czy mogę panią prosić?
Janina (biorąc bukiecik). Bardzo panu dziękuję, ale byłoby to niegrzecznością ze strony gospodyni tańczyć, gdy tyle panien siedzi podczas mazura. Jeżeli mi pan chcesz zrobić przyjemność, to bądź pan tak łaskaw poprosić jedną z tych panienek, panno Teciu, ten pan prosi cię do mazura, oto bukiet (podaje).
Wróbelkowski (zmieszany). Ależ pani.
(Słychać gwałtowny brzęk szkła za sceną).
Janina (idąc w stronę salonu). A tam co! (do wchodzącego lokaja). Co się stało?
Lokaj. E, nic, lustro prosze pani.
Janina. Może to wielkie?
Lokaj. Tak, będzie szczęście proszę pani, bo się szkło dziś strasznie tłucze (wychodzi do salonu za Janiną).
Tecia (podając rękę Wróbelkowskiemu). Służę panu.
Wróbelkowski (zakłopotany). Ależ bo...
Fikalski (za sceną). Czwarta para.
Tecia. Wołają nas (podaje mu rękę i w podskokach wybiega).