ha... w takim razie... Chcę tylko, żeby tam w górze wiedziano o Bajkowskim. Powiedz mu, że może liczyć na mnie, jak na Zawiszę. — Czy zechce starać się o mandat poselski, czy o co innego. Bajkowski oddaje mu się cały duszą i ciałem do dyspozycyi. Oddam mu nawet wiosczyznę moją, jeżeli zechce, i to bez żadnych pretensyj.
Lechicki (zdziwiony). Jakto, gratis?
Bajkowski. Jak Boga kocham. Niech tylko spłaci sobie żydowskie długi...
Lechicki. A tak!
Bajkowski. A mnie wyrobi na stare lata jaką synekurkę, gdziebym mógł spokojnie pracować dla dobra kraju, to niczego więcej nie żądam, jak was kocham!
Juliusz (śmiejąc się). Bardzo wierzę!
Bajkowski (ściska rękę). Tylko mu przemów tak do serca, mój złoty!
Juliusz. Dobrze, dobrze.
Lechicki. Może teraz zobaczymy salę jadalną, czy już wszystko tam przygotowano.
Bajkowski. Tak, to najważniejsze. A przy tej sposobności może przetrącimy co nieco, bo mnie już dyabelnie głód mruczy po kiszkach, a do obiadu jeszcze daleko.
Lechicki. Więc chodźmy! (Wszyscy wychodzą na prawo).
Idalia (w balowej toalecie). Maman, czy to prawda, co mówi babunia, że jestem zbyt decolté. (Staje przed lustrem).
Aurora. Mais non ma chère! Dla jakichś tam zaściankowych szlachetków, to może być za wiele, ale dla księcia nigdy nadto, wierz mi. On w wielkim świecie przyzwyczajony do tego.
Idalia (stając przed matką). Więc maman uważasz, że tak dobrze będzie?
Aurora. Ależ cudownie, prześlicznie, zachwycająco! Gdy cię książę zobaczy w tej toalecie, do reszty głowę straci!
Idalia. Ach maman, gdy pomyślę o naszem spotkaniu, tak wzruszoną się czuję, że jestem gotowa zemdleć!
Aurora (namyślając się). Ha, jak uważasz moja droga, ale możeby to było mauvais genre. Attendez — pomówię z ojcem — il est au courrent takich spraw sercowych.
Giętkowski (wchodzi środkiem w kontuszu i poprawia ciągle pas, który na jego chudej figurze ciągle opada). Ach, powiadam wam, c’est ridicule, jak ta głupia szlachta ślepo