Przejdź do zawartości

Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/550

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   510   —

żołnierzy ma złożyć broń przed dziesięcioma cywilistami? To śmieszne!
— Więc miej się pan zdrów — rzekłem, — ale ludzie pańscy muszą się poddać nie nam dziesięciu, lecz nawet mnie jednemu, bo skoro zastrzelę trzy pierwsze konie i kilka ostatnich, to dla całego oddziału nie będzie żadnego wyjścia, chyba... na dno bagna.
Niech-no pan spojrzy: konie, zwłaszcza te, które po dwu dźwigają na grzbiecie, już grzęzną po kolana, bo błoto nie wytrzyma takiego ciężaru... Za jakie dziesięć minut wszyscy pójdą na dno.
Spojrzał major w kierunku trzęsawiska i zbladł. Żołnierze jego istotnie zapadać poczęli coraz głębiej w bagno. Wobec jednak rozkazu majora, aby się cofali, powstał wśród nich niesłychany zamęt.
— Widzisz, majorze, iż z pułapki tej niema wyjścia. I patrz pan!
Tu dałem znak yerbaterowi, by wystrzelił. Był to umówiony znak dla pułkownika, który wnet po wystrzale na czele swego oddziału jeźdźców wpadł od stepu jak wicher na tyły nieprzyjaciela, którego łańcuch przełamał się natychmiast w wielu miejscach.
— No! i cóż pan na to? — zapytałem przerażonego majora.
— Nic! niech raczej wszyscy zginą, niżby się mieli poddać.
— Skoro pan jesteś tego zdania — rzekłem, — zwracam panu wolność, i niech się pan uda do nich, aby razem z nimi zginąć. Będzie to jedyne wyjście dla pana i zasłużysz pan sobie na miano bohatera.
— Żartujesz pan... w takiej chwili? — zapytał blednąc.
— Nie żartuję, majorze. Chcę tylko dać panu dobrą sposobność do odznaczenia się. A jeżeli nie zechcesz pan uczynić tego dobrowolnie, to go zmuszę w ten sposób, że ludzie moi odpędzą pana stąd lassami!
Gdy to mówiłem, na ścieżce wśród trzęsawiska