Przejdź do zawartości

Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/508

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   472   —

Robota moja, rozumie się, nie byłaby poszła tak łatwo, nawet przy użyciu wybornego noża, gdyby kaktus był suchy i stwardniały. Na szczęście, roślina żyjąca, soczysta i miękka, poddała się operacyi, bez wielkich z mej strony wysiłków i bez najmniejszego szmeru, a kolce kaktusa, ostre i gęsto rozmieszczone, nie przyczyniły mi żadnej krzywdy, gdyż chroniło mię moje skórzane ubranie. Wiedziałem zresztą, z której strony brać się do tych istotnie odstraszających żywych igieł.
Ponieważ, jak już wspomniałem, nie pierwszyzną było dla mnie podobne przedsięwzięcie, uporałem się z niem w niespełna kwadrans, a położywszy w tem miejscu widomy dla siebie znak, wróciłem do ogniska.
— Obawialiśmy się już o pana — zauważył pułkownik, — tak długo pana nie było...
— Bo też wycięcie otworu w żywopłocie kaktusowym nie lada jest robotą — odrzekłem.
— Co? udało się panu dokonać tego? Sennor! wierzyć mi się nie chce...
— Zobaczysz pan to na własne oczy — odrzekłem.
Wyprowadziłem następnie z szopy mego konia i umieściłem go wewnątrz corralu tuż za wrotami, a towarzysze na mój rozkaz pozbierali swoje manatki, aby każdej chwili mogli być gotowi do drogi.
Po upływie całej godziny sternik oznajmił, że ktoś się zbliża do rancha. Zasiedliśmy natychmiast naokoło ogniska, nie zapominając zostawić po dwu towarzyszów u każdego z wylotów ulic.
Przybyły parlamentarz wyglądał na lat pięćdziesiąt, a ubrany był po wojskowemu, ale, stosownie do umowy, nie miał przy sobie żadnej broni. Podszedłszy do ogniska, rozejrzał się wśród nas, oddał ukłon pułkownikowi, udając, że inni nic go nie obchodzą, i rzekł:
— Pan pułkownik życzył sobie rozmówić się ze mną, i prośbie tej czynię zadość. Proszę, słucham!
Pułkownik jednak udał, że tych słów nie bierze do siebie, i spojrzał na mnie porozumiewawczo, jakby pozostawiając mnie rozmówienie się z parlamentarzem.