Przejdź do zawartości

Strona:PL May Nad Rio de la Plata.djvu/468

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   434   —

niem. — Ależ, jeżeli tak, to mogę wam najzupełniej zaufać. Czy znane wam jest nazwisko Alsina?
— Alsina? Ma pan zapewne na myśli Rudolfa Alsinę, pułkownika wojsk argentyńskich, który wsławił się niedawno zwycięstwami na Południu?
— Tak, ten sam.
— Zna go pan?
— Owszem. Czy mogę jednak liczyć na waszą dyskrecyę?
— Najzupełniej. A może mam przyjemność mówić z nim samym?
— Tak, jestem istotnie Rudolf Alsina.
— Cielo! więc to pan! Podziwiam pańską odwagę. Ogromnie ryzykujesz, sennor, zapuszczając się w te okolice.
— Musiałem to uczynić, braciszku.
— A wie pan o tem, że cała prowincya Entre Rios objęta jest ruchem powstańczym, no, i że obecnie znajdujemy się już w jej granicach?
— Wiem o tem. Ale trudno! są sprawy, dla których należy zdobyć się na wszystko. Najbardziej się obawiałem na rzece, wśród mnóstwa nieznanych ludzi, gdzie łatwo mógłbym wpaść w ręce siepaczy Lopeza Jordana. Dlatego to uznałem za pewniejsze dla siebie oddalić się nieco w głąb kraju od tego nieznanego mi tłumu podróżnych.
— Potem, gdy pan przejdzie granice prowincyi, zamierzasz pan zapewne wrócić ku rzece?
— Być może, o ile przedtem nie będę zmuszony zmienić planu podróży... Mianowicie...
— Drogą lądową do obozu Jordana...
— Jordana, pan mówi? Zna go pan?
— Byłem niedawno jego jeńcem.
— Ależ to dla mnie, sennor, niezmiernie ciekawa sprawa! Proszę, pana, bardzo proszę opowiedzieć mi wszystko.
— To się nie da opowiedzieć odrazu; trzeba na to czasu.